obraz

obraz

wtorek, 23 czerwca 2015

Prolog

Zaciągnięto ją na środek. Na głowie miała czarny worek mocno związany konopnym sznurem. Szarpała się i próbowała oswobodzić nadgarstki, które związali jej za plecami innym kawałkiem tego samego sznura. Podeszła do niej postać ubrana w czarną peleryną z zaciągniętym na twarz czarnym kapturem. Zakapturzona postać popchnęła ją, a ona upadła na kolana. Postać jednym zamaszystym ruchem ściągnęła worek z jej głowy. Czarne włosy rozsypały się i opadły na ramiona dziewczyny. Złotawe oczy patrzyły z przerażeniem. W gardle stanęła gula. Mimo to próbowała krzyczeć, lecz wszystko zagłuszał knebel na ustach.
Postać w czarnej pelerynie nakreśliła kilka znaków w powietrzu. Dziewczyna poczuła, że jak jej mięśnie tężeją i nie mogła się ruszyć, była jak skamieniała. Postać pochyliła głowę jakby z czcią i odeszła tyłem nie odwracając od niej wzroku do jednego z kątów pogrążonego w mroku pomieszczenia.
Kamienne łuki rzucały groźne cienie, gdy wszystkie pięć zakapturzonych postaci przyklękło na jedno kolano. Knoty pięciu czarnych świec zapalono kolejno. Jeszcze klęczące postacie wzięły do bladych dłoni białą kredę i równym krokiem podeszły do niej. Sylwetki ukryte w czarnych pelerynach znów przyklękły i jednym ruchem, równocześnie nakreśliły kredą białe linie od prawej do lewej zamykając ją w pięciokącie. Następnie linie pociągnięto w dół pod kątem i pod tym samym kątem do góry. Teraz świece paliły się na każdym z pięciu ramion gwiazdy, a ona tkwiła w samym środku tego pentagramu. 
Płomienie świec zaczęły gasnąć jeden po drugim. Gdy wszystkie świece zgasły linia z kredy zaczęły zanikać, a jej miejsce zajęła pulsująca energią granica delikatnie oświetlając pogrążone w mroku pomieszczenie swą białą poświatą.
Postacie w czarnych pelerynach stojące przy każdym ramieniu pentagramu uniosły w powietrze prawą dłoń kreśląc jakieś znaki w powietrzu i przystąpiły do pieśni. Pieśń ta nie posiadała słów, poszczególne dźwięki nakładały się na siebie, a głosy postaci zdawały się dzielić na troje i mieszać ze sobą. Pieśń zaczęła mącić jej umysł. Przerażający chór wzbogacił melodię o nowe pozbawione słów tony. A ona czuła, że z każdą nutą coś się od niej odrywa, jakby jej jestestwo rozrywano na części.
Knebel opadł, a pięciokątne pomieszczenie wypełniły krzyki połączone z chóralnym zawodzeniem pięciu głosów, lecz krzyki wkrótce zamilkły na wieki...

Gwałtownie się budzę odrywając głowę od zagłówka. Zaraz miniemy żelazną bramę. Bramę z mojego koszmaru...
-Zawracaj!-krzyczę i próbuję złapać za kierownicę.
***
A oto prolog. Nie jest może zbyt długi. Rozdziały będą dłuższe. Zapraszam do komentowania, napiszcie co o nim sądzicie.

Na wstępie kilka słów

Witam! Bardzo się cieszę, że tu zajrzeliście :)
Oto kilka słów wprowadzających:
Siedemnastoletnia Luna wraz z jej ciotką Lucy musiały się przeprowadzić w wyniku niefortunnych zdarzeń. Celem ich podróży jest posiadłość, którą Luna niedawno odziedziczyła w spadku od krewnych, o których nigdy wcześniej nie słyszała. Większa część jej rodziny, a dokładnie wszyscy oprócz jej ciotki od strony ojca (ojciec dziewczyny zginął w wypadku samochodowym kilka tygodni przed jej urodzinami, wspominam teraz, bo później raczej nie będę miała do tego głowy) mają ją za zło wcielone i ciężar. A co nasza biedna Luna ma zrobić z tym, że dosłownie przynosi pecha? Nic, nie da rady, próbowała...W dodatku czasem w swoich snach widuje przyszłość.
Przeprowadza się więc do tajemniczego miasteczka Cateye, którego nie ma na mapie. Nie zdaje sobie jednak sprawy, że to jedna wielka pułapka...
Opowiadanie będzie prowadzone w czasie teraźniejszym, a narracja będzie pierwszoosobowa (pisana oczami głównej bohaterki)